Windows w wwersji boliwijskiej jest jeszcze bardziej pogiety niz peruwianski, ze o klaiwaturze nie wspomne, ale jakos idzie. Znowu zmiana czasu teraz u mnie jest 23:45 czyli PL-5
DZIEN 7 – not „do Boliwi droga Prosta”
Specjalnie skompresowali nam plan, bo 11-12 jedyna droga do Boliwi miala byc zablokowana przez jakies protesty. Na szczescie uprzedzaja o tym wczesniej. Jedziemy. Na poczatek widoki na jezioro Titicaca i siwatynia plodnosci w Chucuito (chyba). Skladajaca sie z samych posazkow penisow, tylko raz w dol, raz w gore. Ciekawostka, obok kosciol, ktory zbudowano za czasow kolonialnych rozbierajac czesciow swiatynie inkaska, a poniewaz krzyz sie gdzies zapodzial to na szczycie wiezy jeden z bohaterow swiatyni plodnosci :).
Jedziemy dalej. w miejscowosci Ilave niespodzianka. Protesty sie przyspieszyly. Blokada mostu. Plona opony, droga na odcinku kilku kilometrow zasypana kamieniami. Ale to tylko nauczyciele. Poczatkowo niesmialo, w koncu z nudow podchodzimy na barykade, trzaskamy foty i czekamy. Obiecali skonczyc do 12. Kolo 12 z duzym hakiem demonstracja przechodzi kolo sznura czekajacych autokarow i ciezarowek. Koniec. Jedziemy dalej. Po 3 godzinach czekania.
Granica. Siwy dym tlumy miejscowy, w ogole nie wiadomo o co chodzi. Na szczescie Jacek wie. Po kolei:
- posterunek policji peruwianskiej – stempel na bialej kartce (nieodlaczna czesc paszportu, dostalismy przy wjezdzie, bez tego nie wypuszcza)
- imigration – zabrali kartke, wbili stempel do paszportu
- jakis posterunek boliwijski – wypisanie kolejnek kartki do paszportu, 3 stemple
Jestesmy w Boliwi. Jeszcze przejsc kilkaset metrow do autobusu w stefie „czerwonego alarmu” i juz w miare bezpieczni. Przejelo nas 3 buiro na trasie. Olga i jej szefowa zobaczy sie z nami za 3 dni – teraz pilnuje nas Dawid. Generalnie przewodnikiem wciaz jest Jacek i to on oprowadza, ale opieka miejscowych jest niezbedna – oni zajmuja sie logistyka. Na dzien dobry dowiadujemy sie o dzisiejszy 10cm opadach sniegu.
No i notka o Polsce w gazecie boliwijskiej. Wpdalibyscie o czym? O tym ze wyrzuca sie z lektur noblistow, a wstawia „rzadowych”. Wstyd po prostu. Romek nas przesladuje.
Zwiedzania dzisiaj juz nie bedzie, bo mamy w plecy 3 godziny, jemy obiad w miejscu gdzie jutro bedziemy zwiedzac to co nie zdazylismy dzisiaj i kolo 20 wjezdzamy do La Paz. Wjezdza sie z gory majac perspektywe nocnego miasta 800 metrow nizej. Widok, ktorego nie da sie sfilmowac, ani sfotografowac.
Meldunek w hotelu. Wyjatkow przymuleni boje nie radza sobie z bagazami, winda cos nie jedzie, not to zaniose se walze sam. Aha, ato nie takie proste. 9 pietro, 3 przystanki a i tak malo pluc nie wyplulem. W koncu wciaz powyzej 3500. Krotki rzut oka i jedziemy na 14 pietro do restauracji rzeby jeszcze raz rzuci¢ okiem na nocne La Paz. Widok niesamowity!!!! No to po koniaczku i koniec dnia. No jeszcze net – jest w hotelu to mozna i o polnocy (wlasnie minela)
miałem ostatnio przyjemność przekraczać granicę Egipsko-Izraelską.
Było to duże doswiadczenie. Nikt nic nie wiedział, czeski film. W rezultacie część ludzi miała wizy tranzytowe, cześć pobytowe. Przewodniczka osiwiała. Bo musiala wracac po ludzi którzy zostali zatrzymani, musiała dodatkowo płacić a jeszcze nikt nie chciał dolców tylko funty egiskie. Więc biegała gdzieś z powrotem aby znależć kantor. Oczywiscie karteczki, stempelki, znaczki, opłaty.
No i kontrola celna (Izrael). Moja walizka został wybebeszona i ponownie prześwietlona. A ja to pakowałem cały wieczór. UFF
z powrotem było już łatwiej.
Roman RR