Tak, jest to mozliwe. Kiedy czekalismy na przeprawe przez ciesnine miedzy malym a duzym Titicaca uslyszelismy polska mowe pozagrupowa. Trojka alpinistow czekajacych na transport pod Ilimani jechala na wycieczke do Peru – baze maja w La Paz. Przygarnelismy ich od granicy do Puno.
DZIEN 10 – szczesliwy powrot do Peru
Jak widac udalo sie. Blokady zakonczone i mimo ze czesc drogi od granicy do Puno byla jeszcze w kamieniach to spokojnie dotarlismy do Puno. Dopiero na miejscu Jacek przyznal sie, ze mielismy zarezerwowane bilety na samolot z La Paz do Limy, jaby sie jednak nie dalo. Ale jestesmy.
Pierwsza atrakcja dnia dzisiejszego byla przeprawa przez jezioro, my wieksza motorowka, a autobus na drzwiach stodoly, czyli jakims takim promie. Potem wyladowalismy w Copacabana (nazwa plazy w Brazylii pochodzi od tej miejscowosci). To taka Boliwijska Czestochowa – Bazylika Matki Boskiej. Bazylika skromna, oltarz natomiast ociekajacy zlotem i srebrem. W kaplicy obok chcielismy zapalic swieczki i tu sie zrobil problem. Moja ni cholery nie chciala sie zapalic, znaczy sie zapalila, zgasla i nic. Walczylem z 10 minut, zwalajac na konstrukcje swieczki i malo tlenu (wersja Marzeny – masz nieczyste sumienie). W koncu po odlamaniu polowy udalo sie. I dla tego szczesliwie dojechalismy 🙂
Granice przekroczylismy w sposob tradycyjny – na piechote, za to na bardziej cywilizowanym przejsciu, juz mocno wyluzowani. Nie mamy takich klopotow jak RR, bo nasz przewodnik uprawia wypelnianie na komende, co rozwiazuje problemy z cyklu „a co wpisales w 13?”. Wiec procedura przebiega sprawnie. Inna sprawa, ze tutejszym pogranicznikom jakos nie przychodzi do glowy interesowanie sie bagazami.
Potem juz Puno i wyspy Uros, czyli znowu statkiem. Poplynelismy na wyspy zbudowane z trawy, trzciny, w kazdym razie plywajace na wodzie. Do konca nie wierzymy, ze ci tubylcy tam jescze mieszkaja, ale kiedys na pewno to robili. Wysp jest czterdziesci kilka, po srodku plywa (na plywakach) szkola. Na wyspach mieszkaja glownie kobiety i dzieci, bo faceci pouciekali na lad. Teraz odbywa sie tam regularne demo zycia i handel pamiatkami, niby tam wytwarzanymi. Hehe ciekawe skad maja tam lame na te makatki i drewno na rzezby. Ale jak sie jest turysta to sie ma wierzyc. W kazdym razie atrakcja niezla, szczegolnie chodzenie po wysepkach z trawy. Zeby bylo smieszniej, prezydent Fujimori w ramach kampanii wyborczej ufundowal im baterie sloneczne – to dopiero komicznie wyglada. Noi na wyspie byla czarna kotka. Wynik meczu w kotach Boliwia-Peru: 3:2 – wiecej nie widzielismy. Alek, Piotrus – piekny kraj, nie? 😉
W hotelu znowu zimno jak w psiarni, ale to tylko jedna noc. Potem cztery w Cuzco i do domu.
Z tą słomą.. – czyżby też była syntetyczna :-).. ?(podobnie jak „oryginalne” kamienie na Akropolu, które codziennie wieczór uzupełnia ciężarówa dosypując tłucznia dla turystów-zbieraczy)
Ten nadmiar kościołów Cię Jaro wykończy szybciej niż ten Montezuma. Nie znałem Cię z tej strony, że taki pielgrzymkowy jesteś…
Zakupiliście już ichniejsze meloniki w wersji turistic?
Dzis sobota, Alek jeszcze spi i dlugo bedzie spal 😀 potem natomiast na pewno ustosunkuje sie do pytania 🙂
z chwilowego braku zdjec na blogu przeszukalam net i obejrzalam sporo. Widoki rzeczywiscie dech zapierajace.
a propos Fujimori. Czy wiedzieliscie, ze ze swego wygnania w Chile postanowil ubiegac sie o mandat poselski w Japonii?? Fujimori – ostatni samuraj …ehh
pozdr. E
pies: w Cuzco to raczej cieplo tez nie bedzie, co?