Zaczelo sie ciezko. Pobudka o 4, wyjazd na lotnisko – mielismy leciec o kolo 6, ale amerykanie chyba dali wieksza lapowke, bo przyjechali po nas i polecieli, a my czekalismy do 8 z minutami. Cudowne zycie turysty samolotowego.
Ale warto bylo czekac. Dolecielismy malym saabem do Flores nad jeziorem Peten Itza. Wysiedlismy z samolotu i ufffff. Wiemy co to duza wilgotnosc. Krotka odprawa, konfiskata jablek z Radisona, bo przeciez przenosza choroby i gdzinka autobusem w glab dzungli. Pelne uzbrojenie anty-komarowe i idziemy….
Siedzimy na wyspie w srodku dzungli. Temperatura astronomiczna a wilgotonoc jeszcze bardziej. Swiezo ubrana koszulka po 10 minutach jest mokra i przyklejona do skory. Nie zgadzmy sie z Cejrowskim: Dzungla to swinstwo – gory sa OK.
Zapomnialem napisac czemu takie odciecei od swiata – otoz nasz wspanialy operator GSm – Orange, nie ma roamingu w Gwatemali, wiec jedyny kontakt to interent a i o to czasen ciezko.
Ciag dalszy nastapi, bo kolacja czeka – u nas jest przed 20