Generalnie nudy. Dotarlismy do tej miejscowosci dla dwoch obiektow. Pierwszy to dwa koscioly – oba mocno przerobione na modle indianska. Jeden posadowiony na dawnej swityni Majow – zostaly po niej schody po ktorych gringo nie chodza. Wewnatrz zszokowalo nas mini oltarze na srodku kosciola, przy ktorych miejscowi szamani wstawiaja sie za roznymi zamowionymi przez indian sprawami u ich bostw. Pala siwece, alkochol, kukurydze, zostawiaja kwiaty – platki rozy symbolizuja czyste intencje. Kosciol jest caly czarny od swiec i malo przypomina „normalny” zlocony kosciol katolicki. A jednak w niedziele odbywaja sie dwie msze katolickie.
Drugi obiekt tego dnia to targowisko na ktore nie moglismy juz patrzec, a do tego poruszalismy sie po nim w zwiekszonej gotowosci bojowej – plecaki z przodu, stado zlodziei na kazdym kroku, kieszonkowcy. Oczywiscie nic sie nie stalo. Wynudzeni wieczorem dotarlismy do Gwatemala City i luksusow Radisona.