Udalo nam sie wyrwac z dzungli. Dzungla to swinstwo. Wszystko klei sie do czlowieka. Temperatura 30-35. Wilgotnosc 90%. Nie ma czym oddychac. Ale dzis chyba juz na dobre pozegnalismy sie z tym klimatem i dojechalismy do San Cristobal de las Casas – duchowa stolica stanu Chiapas. To tu zaczely sie w latach 90 zamieszki zapatystow – stad teraz jest tu baza wojskowa, tak na wszelki wypadek. Miasto klimatyczne, niska kolonialna zabudowa. Jestesmy przed 23 – cale miasteczko zyje ja wroclawski rynek 😉 W jednej z knajpek naroznych – Revolution – gral zespol rokowy. Niby nic, ale perkusista siedzial zaraz za szyba i doskonale bylo go widac i slychac na calej ulicy. Popijamy capucino rombopo i nadrabiamy zaleglosci. Odzyskalismy GSM !!!
DZIEN 7 – Flores – Tikal – cd
Trafil nam sie swietny tutejszy przewodnik – szef wszystkich szefow. Jako jedyny zagail po angielsku i prezentowal znakomite zamilowanie tematu, zarowno historycznego jak i roslinno-zwierzecego. Pokazywal rozne rosliny i ich indianskie zastosowanie – do oczu, na trad, pachnidla. Idac do ruin swiatyn, stara droga majow zaliczylismy: rodzine jeleni (podobno unikat, przewodnik widzial do tej pory raz), tukany, niebieskiego motyla (zoltych jest pelno), sepy no i fruwajace nad glowami malpy. Same ruiny piekne. Na kilka piramid udalo sie wdrapac – widok z gory nad wierzcholkami drzew na kolejne swiatynie – oszalamiajacy. Tego i tak nie da sie opisac, na pewno bylo za malo czasu zeby wszystko przemyszkowac.
Po zwiedzaniu – obiad w dzungli w towarzystwei sepow i szczesliwi ze dzis sie udalo uniknac deszczu wracamy do Flores gdzie dzis na wyspie czeka nas nocleg.
Na koniec juz na asfaltowej drodze pozegnalo nas stado bizotte (podobne do lemurow). Zaliczylismy komplet zwierzakow, no moze poza jaguarem.
Na razie koniec z lataniem. Z Flores jedziemy autobusem aż do Cancun (będą odcinki innymi srodkami lokomocji). Na mapce droga kończy się nad Zatoką Meksykańską. Reszta trasy gdzieś dalej :).
Nie mamy szczescia – chlopaki zamykaja kafejke – znowu nie nadrobimy. Papa.