Na szczęście były zaplanowane wycieczki fakultatywne. I na szczęście kierowca naszego flagowego autokaru, którym jechaliśmy od Gwatemali zorganizował nam minibusa do dyspozycji za trochę mniejsze pieniadzę i dzięki temu udało nam się połączyć dwie atrakcje w jedną, a że przewodnik nie był nigdy w Xcaret to i jego dostaliśmy w komplecie 🙂
Tulum to nieiwielka miejscowość Majów, ale inna od wszystkich bo była portem i twiedzą i zbudowana jest na skalistym wybrzeżu nad Morzem Karaibskim. Kolejne slady fresków i trening dla wyobraźni – na iguany juz nie zwracamy uwagi, chodź ta jedna tak slicznie pozuje. Pstryk.
Xcaret to park wodno-tematyczny, czy jakoś tak to nazywają. Są tu i małe zwierzyńce z papugami, krokodylami, manatami. Są tu delfiny i mozliwość popływania z nimi (200$ :D), mozna tu nurkować i z rurką i w szklanej kuli i w pełnym osprzęcie – w końcu jesteśmy na rafie. Mozna też normalnie się poopalać, można wjechać tką duuużą okragłą windą-platformą widokową, żeby zobaczyć wszystko z góry. Są też żółwie mordkie, akwarium morskie, prezentacje kultury majów w symulowanych wioskach, widowiskowe pokazy teatralne wieczorem prezentujace historię Meksyku. No multum atrakcji. W ptaszarni pokazują rozwój papóg na pisklakach w różnych fazach rozwoju. To włąsciwie jest wgląd w wylęgarnie i inkubatory, bo tym się tu zajmują. Dzięki temu można potem przejść się wsródk kilkudziesięciu wielki ar hałasujących niemiłosiernie. Udało nam się przegadać stadko czterech czy pięciu trochę mniejszych zielonych papug. Po 10 minutach przedrzeźniania się – cisza, poddały się. Był też nasz ukochany tukan i pantera i małpy jadły banana z ręki. Wszystkiego chyba nie pamiętam już nawet. No i zaliczyłem główną atrakcję – płynięcie podziemną rzeką – chyba ponad kilometr. Na szczęscie pianka miała dużą wyporność, więc zabawa była przednia. Marzena wystraszyła się (niepotrzebnie) temperatury wody – napisali 17, moim zdaniem było dużo więcej, bo przy 40 powietrza to bym padł w tej wodzie zesztywniały.
Na koniec zaliczylismy pokazy w teatrze, na prawdę swietne, z rozmachem, cudowne stroje a i końcowe pojednanie Majów i Najeźdźców pokazane przez wymianę pochodni łezkę uroniło. „Piękna” ta wiara katolicka zbudowa na krwi milionów niewinnych ludzi, eh.