Zanim dojedziemy do dania głównego przewodnik w promocji zawozi nas do małego miasteczka Izamal. Znjaduje się tu trochę pomajowskich piramid i klasztor wybudowanu na podstawie największej piramidy majów (tyle że jej nie ma :(). Miejscowość znana głównie z wizyty papieża w tym miejscu. Zrobił nam tu kawał dobrej roboty. Właściwe należałoby zaapelować: Polacy jedźcie to Meksyku dopóki dla każdego Meksykanina słowo Polonia oznacza Jan Paweł II, bo potem się na nas poznają i będzie za późno. Na razie korzystamy na każdym kroku z Jego świętości budząc radość i szacunek u tubylców.
Przejażdżka dorożkami po okolicy i w drogę.
To miał być gwóźdź programu – najbardziej znany zabytek (jedyny do tej pory odwiedzony przeze mnie a istniejący w CIV IV), ale zeżarła go komercja i bliskość Cancunu. 20 autobusów na parkingu, nie ma gdzie zaparkować – w końcu ładujemy się na trawę. W środku oczywiście bransoletki, kołowrotki i tysiące turystów. Tu już nie można nigdzie wejść (pewnie jak zwykle spadła jakaś Hiszpanka), ale gdyby nawet można było to albo stałyby kolejki albo ludziska zrzucaliby się na ofiarę bogom Majów ze szczytów piramid. Do tego wszędzie na tereni świątyni, przy każdej alejce w każdym lekko zacienionym miejscu kramy ze wszystkim. Brr. Odfajkowujemy ten kluczowy zabytek czyniąc stosowne fotki w stylu japońskim. Podziwiamy olbrzymie boisko do pelote stukając się w głowę, że ktos wierzy, że da się te piłkę wepchnąć w ta dziura na górze. W czasie wolnym robimy demo akustyczne i szybka kawę (5 minut spóźnienia na zbiórkę) i jedziemy na spotkanie cywyilizacji XXI w do Cancun.
I tu rozpoczyna się czarny sen turysty: hotel all inclusive. Tłok, hałas, bród. Koniec z przytulnymi hotelikami. Lądujemy w kombajnie w którym liczy sie ilość. Zaobrączkowani już tym razem nie papierową tylko plastikową bransoletką usiłujemy znaleźć restaurację, do której nie bedziemy stać pół godziny w kolejce. Jest! Ale o piwie zapomnij – drink-barów jes wszędzie kolejka. Piwo uda się upolować dnia następnego, kiedy tłum smaży sie w basenach i przyjmuje drinki z basenowych wet-barów. Całą noc słyszymy windę i hałas z holu hotelu w którym podają przez całą noc drinki. Ten koszmar potrwa całe dwa dni.