Wydawaloby sie ze dzien dzisiejszy bedzie malo ciekawy bo wiekszosc czasu w trasie, ale nie. Ze stanu Chiapas przenosimy sie do Tabasco, w celu zwiedzenia Kanionu Sumidero od dolu.
Wsiadamy do slizgaczy – te juz posuwaly prawie 60 km/h – czapka praktycznie nie do opanowania. Nasz sternik mial sokole oko. Zanim doplynelismy do celu obejrzelismy mnostwo ptactwa wodego, malpy i krokodyle. Myslelismy ze krokodyle sa sztucznie postawione dla turystow, ale jak juz lodz byla metr od „potwora” laskawie ruszyl sie do wody. Na takie spotkanie nie liczylismy. Rzeka niestety strasznie zasmiecona cywilizacja – butelki, kubki a nawet lodowka – brr. Wolelismy aby nasz kierowca skupil sie na rzece a nie wyszukiwaniu zwierzakow pod publike. Sam kanion – takie troche wiekszy splyw dunajcem 🙂 – szybciej i wyzej nad glowa skaly – ponad kilometr.
Jedyna niedogodnosc to przednie siedzenie na ktrorym siedziala Marzena – cale mokre spodnie, musialem nurkowac do luku bagazowego po nasza walizke w celu przebrania malzonki.
Po drodze zatrzymujemy się na krótko w Chiapas de Corzo w celu obejrzenia… zbiornika na wodę. Oczywiście zbiornik pod jest pod ziemią, a godna ogladania jest nadbudówka i drzewko obok.
Dalej juz tylko droga do Villahermose.