O 8 jestesmy pod brama i zwiedzamy chyba najslynniejszy zabytek na naszej trasie. Wciskaja nam to o wplywach Indyjskich i Egipskich – podobno byla tu Kleopatra po ucieczce z Egiptu. Teorie tak samo dobre jak Danikena, ktorego to na wszelki wypadek przewodnicy zgodnie wysmieaja. Ale kompleks piekny, tylko za malo czasu na nasycenie sie widokami. Juz za pare godzin dowiemy sie czemu kaskady sa wazniejsze od Palenque.
Zegnamy tubylczego przewodnika i jedziemy dalej sami.
Po drodze do kaskad na chwilę zatrzymujemy się przy wodospadzie Misol Ha. Jakby było mało wilgoci to nurzam się w oparach wody rozbijanej na kamieniach. Nie ma przypadkiem w niej jakiejś ameby?
Dojezdzamy do kaskad i nie mozemy pojac co bedziemy tu robic przez prawie dwie godziny. Chwila kojarzenia faktow po zdaniu przewodnika „ja w restauracji bede czekal na was juz od 13” i juz wiemy. Dzis jest final Hiszpania-Niemcy i plan wycieczki „nieopatrznie” sie dostosowal do rozgrywek. Jestesmy wsciekli – mogl powiedziec otawrcie, wygladaloby inaczej a tak – kibicujemy Hiszpani bo jak Niemcy strzela to bedzie dogrywka i utkniemy na dluzej.
Na szczescie Hiszpania i mozemy jechac dalej do San Cristobal. Tu wieczorem zwiedzamy miasto o czym bylo juz wczesniej i o 23:30 wyrzucaja z kafejki interentowej.