Dziś wyspani ruszamy na zwiedzanie dalszych okolic Katmandu. Zaczynamy od wejścia po 365 stopniach do kolejnej stupy. Z wzgórza rozciąga się wspaniały widok na miasto, niestety dziś zamglone. Marzena dociera prawie pierwsza, czyli druga, bo już tęskniła za jakimś konkretnym podejściem. Ja trochę później, bo sprawdzam czy nas nie kantują i liczę schodki. Kręcimy wszystkimi młynkami w koło i trochę handlujemy.
Dalej jedziemy do Patan. Tutaj jest podobne „zakazane miasto” jak w Katmandu tylko w lepszym stanie. Momo nie jemy, bo czas oczekiwania 40 minut. Włóczymy się po małych uliczkach. Wszędzie pełno różnych mniejszych i większych świątyń – są między budynkami, na podwórkach, przy fundamentach i wszystkie wciąż używane. Zwiedzamy Złotą Świątynię, która wcale nie jest złota. Jest to też stupa buddyjska tylko że w kształcie pagody i połączona z klasztorem. Udaje nam się w końcu w spokoju zapalić świeczkę przed posągiem całej boskiej rodziny i dokonujemy wpisu do księgi.
Byliśmy tu.
A dalej czas wolny na medytacje przed kolacją i szukanie internetu.