Zasieki się sprawdziły – już po kilku dniach Norka stwierdziła, że jak w lewo są zasieki i się nie da, to może w prawo – tam jest taki niski zachęcający płotek. Po dwóch akcjach – dojrzeliśmy. Nie będzie spokoju dopóki nie podwyższymy płotka wkoło całego ogrodu. Decyzja zapadła, mamy akurat tydzień urlopu to podziałamy.
Jedziemy do Leroya po siatkę. Okazało się, że to siatka na krety. Trudno. Jak ja zwał tak ją zwał, na Norę też działa. Nie ma. Jak to nie ma? Jak może czegoś nie być w sklepie? Może! Można zamówić. Można! Będzie za dwa tygodnie. Jak to za dwa tygodnie? To my tego szczura mamy dwa tygodnie pilnować i łapać?
Jedziemy do okolicznych innych sklepów. Nie ma. Załamani wracamy do domu na myślenie. Odnajduję stary paragon – faktycznie siatka na krety. Co robimy? Może w innym Leroyu są? Na szczęście na starym paragonie jest kod towaru – to połowa sukcesu, pewnie mają takie same w całej sieci – to jak się okazuje bezcenna informacja.
W każdym większym mieście Leroyów kilka -we Wrocławiu JEDEN. Dzwonię do Świdnicy. Jest siatka przeciw kretom? Nie ma! A o kodzie 43789991? A jest! faktycznie, mamy 200 metrów. Coś takiego! Ale gdzie ona jest??? Ja do pana oddzwonię jak znajdę. OK. Jest nadzieja – po piętnastu minutach ginie w mrokach magazynów wysokiego składowania. W komputerze jest, ale na prawdę nie wiem gdzie, ale za to mam pakowaną po 10 metrów, może być? Mogłaby, gdyby nie miała metra szerokości tylko 2. Świdnica – skreślona.
Następne w kolejności – Opole. Dzwonimy. Jest siatka na krety? Nie ma! A o kodzie…? Jest! 200 metrów. Nie pytam się czy pani wie gdzie konkretnie jest, mówi że jest i że można przyjechać to sam znajdę w magazynie. Jedziemy!
Przez Asgardy wciąż musimy jeździć do Opola, najpierw drapak, teraz siatka. Przyjeżdżamy do sklepu, trochę nowszy od naszego i bardziej pusty. Biegniemy do półki z agrowłókninami i tym podobnym „z metra” płachtami. Nie ma. Jest coś podobnego ale droższego o 2 zł i ma inny kod. Coś z tyłu nierozpakowanego wisi w folii, też podobne, ale nie ma kodu i ceny. Idziemy do obsługi. I tradycyjne. Jest siatka na krety? Nie ma! A o kodzie…? O! faktycznie jest, ale na półce nie ma. To ja poszukam! Minęło 10 minut…A pakowana po 10 metrów może być? Nieeeee! To ja poszukam…. Minęło 10 minut. Nigdzie nie ma! To może pan sprawdzi to coś co wisi nierozpakowane z tyłu? O! JEEEEST! Zgadza się kod! Pierwszy raz to widzę, nigdy tego nie sprzedawaliśmy. Ciesze się – zawsze musi być ten pierwszy raz. Jeszcze tylko walka z materią siatki która w wielkości 25 x 2 metry nie daje się pociąć pomiędzy pólkami rozstawionymi w odstępie 1,5 metra. Panu w końcu udało się zwerbować pomoc i po wytoczeniu wałka na środek głównego traktu udaje się wyciąć nasz upragniony kawał siatki.
Mamy ją!
Po godzinie opuszczamy Leroya. Wpadamy na śniadanio-obiad do „Smaki Europy” – pyszna szarlotka. I do domu.
Na Bielanach uzupełnimy zakupy w „naszym” Leroy, bo z bambusami 2,5 metra nie chcieliśmy się tłuc z Opola, jeszcze parę drobiazgów, coś do jedzenia i picia, bo jutro czeka nas walka z materią na ogrodzie – czas kupowania się skończył, zaczyna czas budowania.
I tak wygląda nasz objazdowy urlop w tym roku 😀
A fotki? Fotki zrobią się jutro.
Fotki się robią na razie w głowie fotografa – rodzi się koncepcja ukazania geniuszu konstrukcyjnego 😉
A czemu na krety? Hm – bo taka wpadła nam w ręce. Jest leciuteńka, może trochę za gęsta, ale za to nie sztywna i przez to łatwa w powieszeniu a trudna do wspinania.
A jak Norka spiernicza przez płot i godzinę Marzena ją błaga o powrót to się wtedy nie nazywa Szczur tylko Gnida 😀
Halo, halo, dziś już koniec jest prawie 18 czerwca 🙂 To gdzie te fotki ?
Norka się obrazi, za tego szczura :] Wiem, bo do niej zadzwonię 😛
A czemu siatka na krety ? My mamy jakąś inną, chyba nie na krety 😉 Znawca J mi wyjaśni zapewne.
Pozdrawiamy,
M&J(zaocznie)