Dziś postanowiliśmy ponudzić się. Pojechaliśmy po raz kolejny pod Grossglocknera, żeby usiąść, popatrzyć, pokontemplować. Na szczęście resztki z obsługi Giro d’Italia jechały w przeciwną stronę (wczoraj wyścig właśnie tu miał metę) a łikendowe zwiększenie ruchu nie było tak duże. No może poza stadem mercedesów (głównie kabriolety), które reprezentowały typowa wiochę. Wjechało ich ze 30, na pełnym gazie, brzęczeli, robili zdjęcia i puszczali dojczepolo (wersja tyrolska) z otwartych samochodów – i to wszystko w pięknych Alpach. W zwiazku z tym świstaków było kilka, koziorożców wcale a pogoda też do d… Ale posiedzieliśmy, poczekaliśmy aż się wynieśli i było fajne pożegnanie.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Heiligenblut na tradycyjnego tosta. a przy okazji parę innych rzeczy. Nabyliśmy pamiątki, widzieliśmy wesele – niezły czad i zapętliliśmy się na 6 piętrowym parkingu ciaśniejszym niż ten we Wrocławiu w Koło Heliosa. Największe wrażenie zrobił na nas tradycyjnie skromny cmentarz z symbolicznym grobem „tych, których zabrały nasze góry” z metalową księgą prowadzoną od lat 50. Na ostatniej stronie dwa polskie nazwiska z 2007…
Pożegnaliśmy się z naszymi gospodarzami, w ramach patriotycznych obowiązków wręczając pamiątki w postaci płyty z muzyką Chopina, natomiast nasz gospodarz Pan Gerhard, aby uprzyjemnić nam obowiązek opłacenia pobytu pożegnał nas tradycyjnym sznapsem. Potem pokazaliśmy trochę zdjęć z naszego bloga – najbardziej podobał o się zdjecie z „walącym” się kościołem w Stall 🙂
No a jutro w drogę…