Zgodnie z planem wstaliśmy w środku nocy (hehe, ale zaszalałem – ciemno nie było ani przez chwilę) 3:30. Już o 4 byliśmy w kolejce na prom na 3 pozycji – no to luz. Prom już stoi. Śpimy do 6 i się załapiemy. I wtedy nas olśniło. Przecież ten co stoi to jest ten wcześniejszy – odpływa 4:30. I tak załapaliśmy się na prawie pusty prom. Płynęły 3 osobówki, 2 (polskie) tiry z Gdańska i z 8 piechurów. Śmierdzącą ładownię musieliśmy opuścić więc zajęliśmy po kilka foteli i kimaliśmy do 8.
Najgorsze były dwie Norweżki gadające od początku na cały głos. Wyobraźcie sobie Iwon, żonę Kiela z „Gangu Olsena” x2. To tak brzmiało.
Wzruszenie ogarnęło nas, gdy nagle zobaczyliśmy napis „Remontowa” na ścianie. Okazuje się, że prom powstał w zeszłym roku w stoczni „Remontowa” w Gdańsku. Coś miłego, Polacy nie są tu tylko tanią siłą roboczą.
Dzięki wyprzedzeniu planów już po 9, po zaliczeniu miejscowości Å (taki Angstrem), jedliśmy śniadanie na końcu Lofotów.
Przejechaliśmy kawałek Lofotów, podziwialiśmy widoki, plażę, mijanki na drogach w remoncie i przeklinali brak informacji. Wymarzona wyprawa na wieloryby możliwa jest dopiero z Sto (3 h stąd na północ) lub z Andenes – jeszcze dalej. A to nam już niestety bardzo nie po drodze. 🙁 A z wszystkich przewodników wynikało że to możliwe jest niżej. Trudno.
Zjedliśmy swój pierwszy obiad – każdy jakąś wariację rybową. Kelnerka „oczywiście” była Polką więc szczegółowo wyjaśniło co jest co.
Potem zaliczyliśmy muzeum Wikingów – Lofotr. Niby nowoczesne, multimedialne, ale można sobie darować. Najfajniejsze było obserwowanie jak obsługa organizuje wypłynięcie repliki łodzi wikingów napędzanej turystami. Gdzieś po drodze była też prawdziwa plaża, z piaskiem – brakowało palm i byłoby Bali.
Dziś śpimy w chacie rybackiej przerobionej na hostel – trochę w remoncie i net daleko, ale też miło. Siedzimy w knajpie-recepcji i ja bloguje a cała reszta spisuje charakterystykę naszych noclegów – umieścimy ją na końcu – może komuś się przyda.
Jutro Narwik i zwrot o 180 stopni – na południe.
Bez wielorybów to się nie liczy – nie będę miał czego Wam zazdrościć 😉