Wyspaliśmy się pierwszy raz. Nawet całonocna jasność i nasze ukochane mewy nie przeszkodziły nam w pospaniu na maksa. Nauczeni doświadczeniem tylko napełniliśmy termosy, wypiliśmy resztkę kawy z ciasteczkiem i w drogę. Śniadanie w terenie smakuje lepiej. A Norwegia jest pełna postojów dla turystów, ze stołami, toaletami i śmietnikami. Kible są niby byle jakie – dziura z dobudowaną ceramiką i budką, ale za to papier toaletowy (bieluSienki) jest.
Przejechaliśmy całe lofoty zatrzymując gdzie się da. Najfajniejsze było akwarium – pierwszy raz widziałem zbiorniki z których wyłażą rozgwiazdy i jeżowce – można je było dotknąć. Wspaniałe były wielkie kraby, obrzydliwe wilki morskie, cudne małe krabiki i rozgwiazdy. WiSieńką na torcie była mała foczka przy mamusi – urodzona wczoraj.
Dotarliśmy do Narwiku – jutro dzień patriotyczny i kierunek Karlskrona.