Znowu spaliśmy kolejowo, ale tym razem nie na dworcu tylko chyba w budce dróżnika. Wypasiony lokal, ale o tym będzie w dodatku by MKM.
Rano odwiedziliśmy muzeum wojny – napisy w środku są też po polsku. Muzeum zgrabnie opowiada historię walki o Narwik, ale wyraźnie samo jest już zabytkiem. Wygląda jak stworzone w latach góra 70 i tak zamrożone. Potem usiłowaliśmy znaleźć cmentarz polskich żołnierzy, ale są dwa cmentarze wojskowe i ten bardziej polski jest 14 km za miastem. Jak już do tego doszliśmy było za późno na odwrót w drugą stronę. Za to znaleźliśmy pomnik pamięci marynarzy z Groma. Ustawiony jest w środku osiedla domków jednorodzinnych, na skarpie z widokiem na miejsce gdzie Grom zatonął. Widok był zanim wyrosły brzózki – wszechobecne w Norwegii. Z braku świeczek i goździków barwy narodowe reprezentowały koniczynki białe i różowe pozostawione przez nas na płycie. Do „Groms place” można dojść cmentarza na piechotę – są drogowskazy z głównej drogi.
Potem ruszyliśmy na ostatnie starcie 2 i pół doby i 2200 km do promu. W Szwecji zjedliśmy obiad – drugi na trasie (pierwszy to dorsze u Polki Uli na Lofotach). Ten był jeszcze bardziej tradycyjny – kebab z frytkami i surówką – ale wypas 🙂
Atrakcją dnia stał się samotny renifer spotkany gdzieś przy szosie na terenie Laponii. Tak sobie stał, ale jak juz zawróciliśmy na sesję to przestał stać – zaczął iść, potem iść szybciej,… Więc sesja była słaba. Ale widzieliśmy wolnego renifera 🙂
Tego dnia dojechaliśmy do Umea. Po północy szukaliśmy na pałę noclegu i wylądowaliśmy w hotelu Sodexo na terenie uniwerku. Pokój był super tylko śniadanie rano do d…