Przypłynięcie o 10 więc od rana leżakowanie na pokładzie słonecznym. Po zacumowaniu biegiem 10 pięter w dól z 13 na 3 na którym pozostał Szarak. Odnalazł się – nawet nie tęsknił.
Wyjazd z promu i szok. Kamienna pustynia dróg. Nie ma jak się zatrzymać – od razu wpadamy na autostradę, tunel i lądujemy na stacji Shell za jakieś 10 km. Tu robi my kolejną burzę mózgów – jak się dostać do Oslo i co w nim zobaczyć. Na stacji w trakcie śniadania przyjemne zaskoczenie. Duża kawa/herbata kosztuje 28 NOK, a paliwo tylko 15.
Najedzeni trafiamy do Parku Królewskiego – w remoncie i ogrodów Vigelanda (to dzięki Beacie), a potem ruszamy w bój z Norweskimi drogami i kierowcami. Na początek nuda, al jak już zaczęliśmy się wspinać to zobaczyliśmy Norwegię. Wyobraźcie sobie wąską drogę poprowadzoną przez śnieżne kotły albo dolinę Pięciu Stawów. I tak 2-3 godziny. A z na przeciwka kampery a z tyłu tubylcy jeżdżący szybciej niż nietubylcy. Krajobrazy powalające, do tego łażące bez opamiętania puchate owce. i chałupy z trawą na dachu – kosmos. Potrzebna relacja zdjęciowa, ale dziś nie da rady – dochodzi 3 idę spać. Reszta bandy już w najlepsze kimie – będą uzupełnienia :).
Polecamy nowy cykl: „Serce i rozum na wakacjach”
foto pierwsza klasa
Po tak długim rejsie, wreszcie suchy ląd pod nogami.
Piękne widoki wynagradzają trudy podróży