Siąpi i leje – na zmianę. Zresztą zmiany widoczne są po każdym tunelu. Nawet czasem zaświeci słońce, ale tak czy siak pogoda jest do d… Trudno iść w góry na kilka godzin kiedy już przy wyjściu pada a w górze widać, że nic nie widać. Więc dziś kółko wkoło fiordu Hardangerfjorden. Stado tuneli i dwa promy. W budowie tuneli Norwegowie osiągnęli mistrzostwo – dziś np. były 2 dłuugie po 10 km. W środku jest góra,więc najpierw człowiek się wspina a potem 6% spadek. W tunelu. Majstersztykiem była pętla jak przy zjeździe na autostradzie – tyle że pełna, na końcu jechaliśmy w tym samym kierunku, ale już kilkadziesiąt metrów niżej. Na jutro Kierowniczka Kara wynalazła najdłuższy -na świecie 24 km. Fatalnie się jeździ tunelami, bo strasznie usypiają. Człowiek się wlepia albo w lampki samochodu przed, albo w górne oświetlenie i zahipnotyzowany odlatuje. Może Norwegowie są przyzwyczajeni, ale dla mnie to raczej „dobijacz”. Ale tunele są za darmo a taki prom to średnio 200 NOK za 15 minut, z tym ze zysk odległościowy może pójść w setki kilometrów, więc i tak warto.
Ceny benzyny świrują. Rano potrafią być niżesz o 1 NOK niż po południu – na tej samej stacji. Trzeba tankować jak tylko coś na oko wydaje się być tańsze 🙂
Dzisiaj zaliczyliśmy dwa duże wodospady: Steindalsfosen (można zwiedzać od środka, czyli od tyłu, czyli za lustrem spadającej wody) oraz podwójny Latafossen. Przy tym deszczu to chociaż wodospady obrodziły.
Szczególnie zafascynowały nas tony wody na sekundę przelatujące nad głową…