Opuszczamy Tybet. Nie udało się zdobyć magnesu z Pałacem Potala, nie udało się zdobyć żadnego. Nie ma. Nie ma w ogóle pamiątek z napisem Tybet. Jedyna jaką widzieliśmy to koszulka koło naszego hotelu z napisem o przejściu kory czyli pielgrzymki wkoło świątyni Jokhang. Miała wartość 180 Y i nie dało się obniżyć. Chińczycy pilnują żeby nie utrwalała się turystom nazwa regionu.
Odlatujemy do Chongqing. Koszmarny lot, czekanie pół godziny na pasie, wszystko wyłączone, nawet książki nie można poczytać. Potem pół godziny przed lądowaniem to samo. Ale szczęśliwie wylądował – to na plus. Lądujemy w mieście o nazwie niezapamiętywanej. Parno i gorąco, jakby człowiek wszedł do szklarni. Miasto nowoczesne i zanieczyszczone na maksa (pierwsza dziesiątka najbardziej zanieczyszczonych miast świata). Ale mimo koszmarnych zapowiedzi pilota nam się podoba. Bagaże po odebraniu z lotniska ładujemy do transportera i jadą na statek. Mamy kilka godzin zwiedzania. Lądujemy w parku Erling skąd jest piękny widok na nowe miasto – stado wieżowców niewyobrażalne, niestety za mgła, bo smog tu łatwo nie odpuszcza. Potem lądujemy w herbaciarni na starym mieście i zwiedzamy zatłoczone uliczki, bo dziś święto. Kolacja w wielkiej restauracji w której gwar generują dzieciaki i pełnowymiarowe Chińczyki, bo święto i 90 urodziny dziadka.
Statek
Wygląda luksusowo, kabiny malutkie, ale z balkonami. Jest pięknie. Czeka gorąca woda, w termosie, pijemy herbatkę i sklepową zimną colę. Upał zejdzie dopiero jak odpłyniemy. Jeszcze miasto nocą i płyniemy do tamy. Net płatny 100 Y za cały rejs, ale jak się okazuje szybszy niż gdziekolwiek indziej.
Składnia jest OK, a na dodatek równanie wciąż prawdziwe – może pomnóż obustronnie przez 2 😉
Jak macie lepszy/mobilny/statkowy net, to możecie koty podglądać?
Na równania to ja tu nie mam głowy 😉
Lepszy net to nie znaczy dobry. Z bidą odpalam pocztę więc widziałem koty na fotkach. On-line nie ma szans. Wpłynęliśmy właśnie do Xinling. Będziemy cumować. Przed nami krótka wycieczka małym statkiem w głąb lądu małą rzeczką.