Ciągłe zmiany planów – jak nie mgła to wiatr albo wysoki poziom wody. Zaczynamy od wizyty w Mieście Białego Cesarza. Tego nie miało być ale się zrobiło, bo to co miało być wypadło w nocy. Tu zaliczyliśmy starcie z chińskimi pilotkami, które wyposażone w przenośne szczekaczki zakłócały się wzajemnie. Ale wojny nie wywołaliśmy. Najciekawsze były informacje i zabytki ludu Bo (? – się poprawi), który charakteryzował się chowaniem zmarłych na środku rzecznych klifów, w taki sposób, że do dziś nie wiadomo jak trumny znajdowały się kilkaset metrów nad wodą, zamocowane w skalnej wnęce. Niestety dużo zabytków zaginęło bezpowrotnie – cały czas płyniemy nad wioskami. Jeszcze 10-20 lat temu mieszkali tu ludzie. Zostali wysiedlenie do nowo wybudowanych wiosek i miast, które teraz znajdują się nad brzegami rzeki a bardziej jeziora Jangcy.
Na Jangcy program jest dynamiczny i bez radiowęzła nie do zrealizowania. Typowy komunikat mówi, że za około godzinę dopłyniemy gdzieś tam, potem pół godziny opóźnienia i w drogę na ląd. Ale nie marudzimy – kabiny blisko, balkonik otwarty, wiatr smyra – odpoczywamy ile się da, bo to rzadka okazja. Przepływamy dwa przełomy Jangcy – trzeci wypadnie w nocy. Suzan z Michałem opowiadają co widać na lewo i prawo a my na pokładzie słonecznym a właściwie huraganowym lukamy grzecznie we właściwych kierunkach omijając miliony chińczyków.
Jeden z naszych uczestników ze względów zawodowych uparł się że chce zobaczyć cały statek, więc Susan załatwiła nam wizytę na mostku, ale on podobno ma dotrzeć do maszynowni 🙂
Zatrzymujemy się w Xinling i płyniemy małym statkiem na dwugodzinną wycieczkę zastępczą „strumieniem”, który kiedyś miał 3 metry szerokości a teraz ma ze 100. Pokonujemy mniejsze przełomy, z dużymi pionowymi ścianami. Po drodze, nowe „wioski” powstałe po zalaniu, kolejny wiszący most, trumna wisząca na klifie, koncert dziewczyn z lokalnej wymierającej społeczności i siąpiący deszcz. Po powrocie nic nie siąpi, pływają wariaci w kanale portowym – jacyś zawodowcy, każdy ma pomarańczową bojkę.
Uroczysta, pożegnalna kolacja na którą nie mamy czasu się przygotować i oczekiwanie na śluzowanie koło 22:30 albo i później. Całość ma trwać 5 godzin i powinniśmy znaleźć się za Zapory Trzech Przełomów już na rzece, gdzie będzie widać normalne wioski.
Śluzowanie było od 22:15. Pierwszy próg pokonaliśmy o 23. Jeszcze 2. W sumie spada się 110m przy maksymalnym poziomie Jangcy 175, ale myśmy byli tylko na 163. Wodę wypuszczają w 12 minut – statek zjeżdżał w oczach.
Po I progu jest 145, po II 127, po III 106. A potem się obudziłem, była 1:45 i pełne wody rzeki a za oknem miasto. Podobno było pięć. Jesteśmy na 60 m czyli w 4 godziny spadliśmy 100.