Po kolacji wybraliśmy się na „Macau by night”. Rajd szlakiem kasyn i wszystkiego co świeci. Najpierw kasyno Wenecja z własnym niebem, kanałami, gondolami i placem św. Marka. Potem Wieża Makao – z widokiem na całe miasto, szklaną podłogą (mocno porysowaną niestety), ze skokami na linie i łażeniem po gzymsie wieży (w nocy nieczynne). Potem wyłażące z podłogi drzewo w kasynie Galaxy. No i ostatni punkt programu – fontanny – nie wyszedł bo za duży wiatr. No właśnie – wtedy był to tajfun 3, teraz jest już 8 i utknęliśmy w hotelu. Nic nie działa, a najbliższy (i ostatni) odcinek podróży to rejs promem do Hongkongu. Na wszystkich kanałach telewizyjnych wyświetla się na bieżąco poziom tajfunu. Jak się kładliśmy było 3, jak wstaliśmy to już 8. Nasz misterny powrót czterema samolotami może się posypać.