Sklep z perłami
Byliśmy świadkami morderstwa a nawet aborcji, bo perłopław z którego weselsza Chinka wyciągnęła 20 pereł był małoletni. Świątynia snobizmu. pychy. Nie ma o czym pisać.
Wielki Mur
No i prawie go nie zobaczyliśmy. Od rana mgła a nawet lekkie padanie, w związku z tym muru zobaczyliśmy kawałek na kilkaset metrów do przodu. Wybraliśmy drogę łatwiejszą (znaczy w lewo), ale dzięki temu zamiast iść w tłumie ludzi można było iść spokojnie swoim tempem i pogadać. Bywa stromo, dobre buty wymagane, ale oczywiście Chinki w japonkach i Japonki na koturnach sobie radzą. Najfajniej wyglądała trzyosobowa grupa biznesmenów chińskich w garniturach i wypastowanych bucikach – robili zdjęcie pod hasłem „to my to zbudowaliśmy, teraz wybudujemy coś dla ciebie”. Spotkaliśmy zwariowaną Kanadyjkę, która bywa w Polsce i miasto Wrocław kojarzy jej się z szukaniem krasnoludków – brawo PR Wrocławia – to działa. Z 10 minut nam opowiadała o tym gdzie i po co bywa w Polsce – zawsze kogoś musimy zaczepić 😉
Po spacerku wpadliśmy na kawę – Marzena cappucino, a ja zaryzykowałem „Great Wall cafe”. No i ona dostała w filiżance a ja w metalowym, emaliowanym kubku :-(. Na pociechę dostałem dodatkowy kubek na wynos 🙂
Grobowce dynastii Ming
Niesamowite, ale tu był spokój. Cisza i spokój. Po tysiącach ludzi na Murze, tutaj jest kilkadziesiąt i w ciszy docieramy do grobowca który jest tylko dużą górką porośniętą drzewami. Ale budynki przed samym grobowcem niczego sobie , wszystko z drewna na kilkudziesięciu drewnianych palach wygląda imponująco. A potem jeszcze aleja zwierzaczków i jedziemy na obiad.
Ping do strony jest powyżej 400 ms. Aby dodać wpis czekam 10-15 minut. Tu się nic nie da zrobić 🙁 Co będzie poza Pekinem???
Jaro luzik, masz już pamiątkę z Chin – metalowy, emaliowany kubek. Bo jego też dostałeś chyba na wynos?
A co do wina w operze, to popieram Michała – gwint byłby lepszy – mniejsze ryzyko rozlania.
Nie narzekaj na metalowy, emaliowany kubek – mogłeś dostać „Great Wall Caffe” w wydrążonej cegle 😛