Czemu ich wciąż nie ma?
Zaczęło się od tragedii oczkowej, czyli ratowania domu naszych karasi. W wyniku błędu projektanta i wykonawcy naszego oczka (to niestety ja w dwóch osobach) zastaliśmy po powrocie z Chin katastrofę hydrologiczną w ogrodzie. Karasie szybko wylądowały w domu na zimowisku, ale dziura w ziemi z pogiętym oczkiem nie nastrajała optymistycznie. Ponowne podkopanie, wsadzenie miski, nawiezienie piasku pochłonęło kilka łikendów. Tylko koty były szczęśliwe 🙂
Dalej był niestety brak wiary w Nikona. Obejrzałem zdjęcia i uznałem, że w wyniku smogu, mgły i cholera wie czego aparat źle dobrał balans bieli. Pierwszy raz w życiu przeedytowałem zdjęcia RAW sztuka w sztukę – 1600 i zachwycony efektem zacząłem ładować na bloga. Utknąłem w połowie, bo obejrzeliśmy sobie fotki na telewizorze. Były… Zielone? Brązowe?. Hm, eee, to wina softu, przecież na lapku jest super. I dopiero potem obejrzałem je na innym kompie. Dramat. Poddałem fotki ekspertyzie profesjonalisty Michała, który co prawda odróżnia kolory tylko po numerze RGB, ale za to ma Krakowiankę, która widzi pewnie nawet podczerwień 😉 Diagnoza potwierdziła się. Następny krok to drugi profesjonalista – Marcin, który oprócz żony, (która też pewnie widzi ultrafiolet) ma kalibrator i to unikalne cudo wypożyczył. No i po naprostowaniu lapka na właściwą tonację uzyskałem w końcu paskudne zielone fotki. Teraz już tylko znowu przejrzeć 1600 zdjęć i przywrócić balans bieli na automatyczny, wgrać na serwer, przegenerować miniaturki i można wracać do roboty. Ale kolejny łikend poszedł.
Z nadzieją, że teraz już są prawdziwsze kolory.
A w ogóle po tym jak wp, gazeta i teraz nawet onet zrobili sieczkę na swoich portalach to mam juz dosyć swojej „wypasionej” strony glównej i muszę pozbyć się tych szałowych slajderków. Nie dość, że z Chin ani razu się to cudo nie załadowało, to jest toto cholernie niepraktyczne. Ale najpierw muszę minąć Tamę Trzech Przełomów i dotrzeć do Hongkongu 🙂