Niezwłocznie, czyli po wyspaniu i spakowaniu ruszyliśmy znowu na północ. Nic nie zachęcało do wyjazdu. Lało (zresztą przez cała drogę). Jeszcze na naszej obwodnicy zapaliła się lampka ciśnienia w oponach – pierwszy raz. Odstaliśmy swoje w korkach i doczłapaliśmy się do wulkanizatora. Na szczęście wystarczyło tylko dopompować jedno koło i znaleźć w instrukcji jak się kasuje komunikat 🙂
Potem korki, objazdy, remonty i korki i deszcz i na 21 z hakiem dotarliśmy do Przechlewa. Długie wybieranie miejsca na kempingu i szybkie rozbicie namiotu – 2 sekundy 😉 i mamy bazę. Cała ekipa dojechała przed nami bo jak się okazało tym razem nie było tak samo blisko dla wszystkich. Oczywiście wciąż lało lub siąpiło, ale rano udało nam się wyjść bez deszczu.
A dalej już była wspaniała przygoda z kajakami. Pierwszy raz wzięliśmy jedynki, więc było zupełnie inaczej.Szczególnie że przeszkody były fajne i częste, ale mało przeniosek.
Ciężko robiło się zdjęcia mimo kupionej prezerwatywki na sprzęt. Trzeba to dopracować, żeby obiektyw nie fruwał i mieć szmatkę do szkiełka, bo na wszystkich fotkach pełno kropelek. Ale klimat oddają.
A na początku nasze kociaki przyjmujące do stada nasz sprzęt turystyczny.
I gdyby nie ten sympatyczny pan z suszarką, który zabrał 200zł i dał 6 punktów to byłby jeszcze bardziej udany wyjazd.