Udało się. Mimo walki z własnym oporem i pogodą ruszyliśmy na mały urlopik. Tylko tydzień z haczykiem ale jak na fakt że minęło kila lat od wyjazdu wakacyjnego to sukces. No i do tego całą rodziną, z rowerami ruszyliśmy w „przeklęte” / „zaklęte” Bory Tucholskie bo jak wiadomo od lat – w Tucholi wszystko się p…li”. Wylądowaliśmy w środku lasu gdzieś pod Borskiem w Sosnowej Zagrodzie. Koty zajęły górę domku, my dół i było pięknie. Ciiiiiszaaa. Ciemnoooość. Gwiazdy. A za dnia hartowanie rowerów i nas. Piaski i górki dały nam wycisk ale każdego kolejnego dnia chciało nam się pedałować dalej. A jak było pochmurniej to zwiększyliśmy zasięg i objechaliśmy okolicę samochodem. Więc poznaliśmy zupełnie nieznane miasta jak Starogard Gdański, Czersk, Wiele i Złe Mięso.
Jak zwykle z przygodami wysyłam trochę ciepła😊
A ta flaga chyba inna 😉
Kotki są sprzed roku…Winter is coming, czekam na aktualniejsze kłębki 🥺
Piękne kociaki! 😜
Piękny IP 🙂 Na narty pojechaliście?