Dzień 15 (27.07 – sobota): Karlskrona

Po nocy w tym zwariowanym motelu pełnym fur dojeżdżamy spokojnie do Karlskrony. Po drodze mijamy kolejne fury i ich punkt zborny – jakiś zjazd maniaków na torze. Zaliczamy ostatnie śniadanie w plenerze. W Karlskronie parking bezpłatny – łikend. Spacerkiem przechodzimy po standardowej trasie turystycznej. Wszyscy ludzie stoją w kolejce po lody – jakaś lokalna odmiana Cybulskiego…

Dzień 14 (26.07 – piątek): Za Sztokholm

Po tym beznadziejnym śniadaniu (bez jajecznicy, bekonu i parówek !!!) ruszyliśmy w trasę. Cel – dotrzeć za Sztokholm żeby do Karlskrony zostało kilkaset kilometrów. Po drodze utknęliśmy w korku na autostradzie, więc mam czas na uzupełnienie notatek. Szwecja jest beznadziejna w porównaniu z Norwegią. Mało sensownych przystanków przy drogach, ogólny brud w toaletach – jakby…

Dzień 13 (25.07 – czwartek): Z Narwiku na południe

Znowu spaliśmy kolejowo, ale tym razem nie na dworcu tylko chyba w budce dróżnika. Wypasiony lokal, ale o tym będzie w dodatku by MKM. Rano odwiedziliśmy muzeum wojny – napisy w środku są też po polsku. Muzeum zgrabnie opowiada historię walki o Narwik, ale wyraźnie samo jest już zabytkiem. Wygląda jak stworzone w latach góra…

Dzień 12 (24.07 – środa): Narvik

Wyspaliśmy się pierwszy raz. Nawet całonocna jasność i nasze ukochane mewy nie przeszkodziły nam w pospaniu na maksa. Nauczeni doświadczeniem tylko napełniliśmy termosy, wypiliśmy resztkę kawy z ciasteczkiem i w drogę. Śniadanie w terenie smakuje lepiej. A Norwegia jest pełna postojów dla turystów, ze stołami, toaletami i śmietnikami. Kible są niby byle jakie – dziura…

Dzień 11 (23.07 – wtorek): Lofoty

Zgodnie z planem wstaliśmy w środku nocy (hehe, ale zaszalałem – ciemno nie było ani przez chwilę) 3:30. Już o 4 byliśmy w kolejce na prom na 3 pozycji – no to luz. Prom już stoi. Śpimy do 6 i się załapiemy. I wtedy nas olśniło. Przecież ten co stoi to jest ten wcześniejszy –…

Dzień 10 (22.07 – poniedziałek): Koło podbiegunowe

Dotarliśmy do miejscowości o fantastycznej nazwie Mo i Rana. Stąd udało nam się w końcu zrobić wypad w góry – do lodowca Svartisen. Śliczny , wielki, niebieski. Do lodowca trzeba dopłynąć łódką – pływa co godzinę i nie akceptuje kart 🙂 Koło 19 minęliśmy koło podbiegunowe okraszone paskudną knajpą i… czerwoną gwiazdą na pomniku radzieckich…