Z wizytą u Macharadży [Dzień 4]

Jaipur – stolica Radżastanu. Całe miasto pełne zabytków od razu kojarzących się z Alibabą, Sindbadem i baśniami tysiąca i jednej nocy. Miasto Macharadźów, wybudowane od podstaw u podnóża fortu Amber. Od niego zaczęliśmy ten ciężki dzień. Do fortu wchodzimy na piechotę, część wjeżdża po pańsku – na słoniach. Marzena zarządza – słonie w Nepalu, więć…

Autostradą wśród słoni i wielbłądów (dobra, przekoloryzowałem) [Dzień 3]

No i wszystko się pokiełbasiło. Dzień prawie że porażka. W wyniku dalszego ciągu kompresji zamiast od rana jechać do Jaipur zaliczyliśmy najpierw „Czerwony Fort” (wciąż obiekt strategiczny, ze stacjonującą jednostką, karabinami maszynowymi i kontrolą osobistą). Fort pochodzi z XVIII wieku i poza znaczeniem obronnym był siedzibą władzy (Maharadżdży?). Istotne jest to że tu pierwszy raz…

Zagubieni w hinduizmie, buddyzmie, sikhach i cholerawie w czym…

Wyspanie (he, he – dwie godziny w ubraniu padnięci na wyro) wykąpani spóźnieni wpadliśmy na śniadanie (bez sałatki z twarożkiem) i w drogę. W wyniku układu lotów powrotnych dzień drugi został częściowo skompresowany z 22, więc zamiast łagodnych 3 punktów zaliczyliśmy ich 6? 7? W każdym razie kilka razy zasuwaliśmy bez butów po meczetach i…

„Czasem słońce czasem deszcz”

Plany trochę się pozmieniały, ale po kolei…. „Czasem słońce czasem deszcz” – pozostajemy w klimacie Bollywood mimo że od dwóch godzin nic takiego w TV nie mogę znaleźć (jest za to Big Borother :P). Samolot A330 – wypasiony, telewizorki, filmiki, maile – jak lubimy od czasu wyprawy do Peru, ale rząd 57 – to ten…

Helsinki

Kolejny etap za nami.Ostatnie oczekiwanie na samolot do Delhi. Już tylko dwie godziny, potem 5 godzin lotu i będziemy u celu. Co to za lot 5h?! Mieliśmy się wyspać w samolocie. Będzie ciężki dzień – do łóżka jeszcze daleko. Grupa ma 28 osób i tradycyjnie raczej starsza niż młodsza, ale damy radę. Przewodnik wygląda na…

Okęcie

Pierwszy sukces, a nawet dwa. Przyjechała sprawna taksówka i samolot wystartował (a nawet wylądował). I zaczęło się tradycyjne czekanie. Na razie do 11 – do spotkania, a potem aż do wylotu z Helsinek o 18:45. Publicznie przyznaję, że zachowałem się jak łoś  i zakłóciłem o 4:50 spokój zaprzyjaźnionej rodziny przez nieumiejętne posługiwanie się telefonem. Doroto i…