Dzień 6 – sobota – Z Kolorado do Utah

Dzisiaj dwa punkty. Zaczynamy od Mesa Verde. Najpierw „geneza”. Kiedyś w latach osiemdziesiątych wychodziło czasopismo „Relax” z komiksami. Tam czytałem (oglądałem?) komiks na podstawie „Zaginionego światu” Artura Conana Doyle’a. Był płaskowyż odcięty od świata a w nim żyły dinozaury. No to Mesa Verde to dokładnie taki płaskowyż wznoszący się kilkaset metrów powyżej aktualnego poziomu ziemi.…

Dzień 5 – piątek – Monument Valley

Rano wyskoczyliśmy z Page nad jezioro Powella. Sztuczne jezioro powstałe na rzece Kolorado po wybudowaniu zapory Glena. Zresztą miasto Page w którym spaliśmy powstało tylko dla budowniczych zapory, ale jakoś się przyjęło i zapomnieli zburzyć. Pooglądaliśmy wiszący most i jezioro i ruszyliśmy do głównej atrakcji dnia. Stadko wielkich czerwonych górek znanych ze starych dobrych westernów…

Dzień 4 – czwartek – Kanion Kolorado

Dziś monotonia. Kanion, Kanion, Kanion. 😀 Najpierw helikopter za 199$ od łebka, ale cóż – raz się jest w Wielkim Kanionie. Obowiązkowe ważenie, zakaz zabierania czegokolwiek poza aparatem (bez patyków) i pakujemy się po 5 osób w sposób wyliczony przez Komputer. Kicha jest bo jedna osoba jest w środku a nie przy oknie i jest…

Dzień 3 – środa – Arizona

Dzień dzisiejszy to stadko krótkich wycieczek na trasie do Flagstaff. Zaraz za Phoenix zatrzymujemy się na czymś na styku wysypiska śmieci i opuszczonego przydrożnego baru. Ale to tylko teren na sprzedaż za to z wyjątków bujnymi kaktusami saguaro, które wszyscy znają z filmów (chyba nawet z Bolka i Lolka) ale nie wiedzą że to one.…

Dzień 2 – wtorek – Kalifornia – Arizona

No to rozpoczynamy właściwą część. Na początek dementi. Nie wszystko w Stanach jest wielkie. Śniadania są małe. Połowę stanowił goferek z kawą i dżemem a drugą połowę – drugi goferek z syropem 🙂 No ale wczorajsze zapasy nas uratowały. Ruszamy na wschód. Przejeżdżamy przez LA autostradą pięciopasmową korzystając z wspaniałego pustego pasa dla samochodów z…

Dzień 1 – poniedziałek – Jesteśmy w Hollywood!!!

Lecieliśmy, lecieliśmy i dolecieliśmy. Po drodze z ciekawostek to widok na Grenlandię a reszta to męczarnia standardowa. No i widok Los Angeles z góry – małe domki po horyzont – piękne. A w LA na LAX (hehe , zna się parę skrótów) staliśmy, staliśmy i wystaliśmy. Kolejka do ogonka kontrolnego miała chyba kilometr. Oczywiście w…